Praca na kopalni
Górnicy mówią, że na przodku kopalni jest najcięższa robota. Praca ta odbywa się w duchocie, pyle i wilgoci.
Po 25-ciu latach pracy z łopatą przy urobku mają zniszczone kolana, kręgosłup i przetrącony od uderzenia bryłą węgla błędnik. Niektórzy nie mogą się doczekać emerytury.
Zagrożenie w tej pracy czyha tak naprawdę w każdym kącie. W szoli (jest to winda zwożąca górników w głąb kopalni) mogą przecież urywać się liny, bowiem bywały już takie przypadki. W Klemensie szola urwała się podczas hamowania i ludzie spadli 30 metrów. Na szczęście wszyscy przeżyli. Kiedy węgiel się kopie, to różne rzeczy mogą się wydarzyć. Wybuch pyłu, metanu, albo górotwór zaciśnie przejścia i wtedy z chodnika na 3 metry robi się 70 cm. Nic zatem dziwnego, że młodzi nie garną się do kopalni.
Może się to wydawać dziwne, ale w kopalni jest biało, od pyłu kamiennego, który rozsypywany jest dla bezpieczeństwa. W razie wybuchu pyłu węglowego ten kurz się podnosi i zamyka drogę fali uderzeniowo-ogniowej. Niestety prawda jest taka, że pył kamienny podobno bardziej niszczy płuca niż sam węgiel.
Czy tradycje górnicze przetrwają, skoro nie ma chętnych do pracy w kopalni, a sam rząd nie kwapi się do tego aby to bardziej rozwinąć? Pewnie czas pokaże.
Zostaw komentarz